Księżniczka Selene i Piotr the Woźnica

Dawno dawno temu żyła sobie księżniczka, a na imię jej było Selene. Uroda jej zawstydzała nie jedną kobietę, a czar wodził każdego (zdrowego) mężczyznę. Niestety było jedno ale: księżniczka w dzień spała, a w nocy wstawała. Gdy spała, nikt jej nie mógł obudzić – spała jak zabita i tak także wyglądała, ponieważ jej skóra była blada, a ciało zimne. Natomiast, gdy budziła się, jej skóra nabierała żywego koloru, a ciało stawało się ciepłe. Sama zaś księżniczka była osobą o bardzo żywym charakterze – o ile nie spała. Wydawać by się mogło, że nie miała wielu znajomych, ponieważ przecież wszyscy w nocy śpią. O dziwo było wręcz przeciwnie, Selena miała wielu znajomych, ponieważ w nocy tryskała wręcz energią i zawsze wybywała z zamku do królewskich klubów. I chociaż była tylko księżniczką, to jednak była królową parkietów, a nie było w całym królestwie ani klubu, a w tym klubie mężczyzny, z którym ona by nie tańczyła. Chociaż zdarzało się też, że tańczyła również z kobietami.
Pewnej nocy, która chyliła się już ku zachodowi, księżniczka jechała już do siebie – wracając jak to zawsze odwożona przez woźnicę. Panienka w pewnej chwili znienacka zapytała:
– Piotrze?
– Tak?
– Czy jestem piękna?
Mężczyzna oniemiał i popatrzył się tępo na nią, po czym odpowiedział spokojnym tonem:
– Nie znam piękniejszej panienki, księżniczko.
Ona zaś, nie czekając chyżo zadała drugie pytanie:
– Czy mnie kochasz?
Woźnica otworzył oczy z niedowierzania. Przez chwilę mogłoby się zdawać, że stracił panowanie nad powozem. Niezwłocznie jednak odpowiedział równie spokojnym tonem:
– Kocham Panią jako moją przyszłą królową, której będę rad służyć jak potrafię, lecz nie mogę dać Ci więcej o księżniczko…
Westchnęła ciężko i z zadumą zawiesiła wzrok na jaśniejące niebo oraz księżyc, który powoli znikał. Tym samym zaczęła intensywnie ziewać, a jej skóra zaczęła bladnąć. Oparła głowę o ramię kierowcy i zasnęła. Wtem szepnął jakby kończąc:
– …chociaż chciałbym. Śpij dobrze.
Po chwili jednak zatrzymał się przed zamkiem, a służba zaniosła śpiącą do jej komnaty.
Mijały kolejne dni i tygodnie.
Pewnego przedporanka, gdy wóz księżniczki znów zawijał na chatę, ona odezwała się tymi słowami:
– Jak to jest?
– Ale co panienko? – zapytał woźnica
– No w dzień. Jak to jest? Jak to wygląda? Co jest na niebie? Jak ludzie się bawią? Opowiedz mi.
– Dzień? Hmm… – biedny dorożkarz nie wiedział zbytnio co odpowiedzieć, wiedział że nie może palnąć jakiegoś głupstwa, ponieważ może ją to urazić, z drugiej jednak strony chciał jak najdokładniej zobrazować się to co chce jej przekazać – Jak widzisz księżniczko, księżyc powoli zanika, a niebo staje się jaśniejsze. Dzieje się tak ponieważ słońce wynurza się zza tamtej góry. Dzień to wędrówka słońca po całym niebie. – mówiąc te słowa, woźnica jedną ręką trzymając lejce, drugą kreślił po niebie dłonią – Z minuty na minutę niebo staje się coraz to jaśniejsze. Dzieje się tak aż do południa, czyli gdy słońce znajduje się najwyżej. Później, powoli powoli słońce znowu dąży do tego aby się schować tam, za rzeką. W dzień zazwyczaj nie ma imprez w klubach. Kluby są zamknięte. Więc jest nudno. Ludzie wychodzą na ulicy i szukają sposobu jak zabić czas. Tak naprawdę nic ciekawego się nie dzieje. – Mówił tak ponieważ, nie chciał robić przykrości księżniczce.
– Oh… hm… to dziwne, Julia mówiła w ogóle co innego. Nie okłamałbyś mnie, prawda?
– Nie! Skądże! Ym… ja… ja… – Powożący zaniemówił i wpatrując się w księżniczkę myślał intensywnie jak się wymigać. Jednak długo myśleć nie musiał ponieważ, na jego oczach księżniczka robiła się co raz to bladsza, a jej oczy same jęły się zamykać.
Woźnicy zrobiło się strasznie głupio i poczuł, że oszukał księżniczkę. Gdy będąc pod zamkiem, służba wzięła śpiącą, on wpatrywał się w słońce, które wschodziło zza pasma gór.
Następnej nocy, gdy woźnica znów odwoził Selene, tym razem on rozpoczął:
– Księżniczko, bardzo przepraszam za moje wczorajsze niegodziwe zachowanie. Zaiste okłamałem Cię, jednak chciałem zrobić to w dobrej wierze. Tak, to fakt – miasto w dzień żyje, czy wręcz nim tętni. Nie skłamałem, mówiąc że kluby są zamknięte. Jednak nie muszą być otwarte, ponieważ ludzie chodzą po ulicach, a tu gdzie teraz mijamy ten pusty plac, to targowisko. W dzień jest tu pełno straganów, o najróżniejszych barwach, a ludzie garną się tu setkami. A dałbym głowę, że jest tu i głośniej niż w klubie. Dzięki słońcu, rośnie wszystko co zielone. W nocy wszyscy odpoczywają, wraz z roślinami. Oprócz tego, na każdej ulicy jest jakiś mały zakład. Na przykład o tutaj mieszka stary szewc Mikołaj, który klnie jak na szewca przystało, ale serce ma wielkie. A tam, mieszka nasz kowal Antoni, który i dla tych pięknych koni kuje podkowy.
– A ta wielka spiczasta budowla? – wtrąciła jakby zauroczona księżniczka
– To jest katedra. Tutaj Twoi ojciec, a mój król i pan był koronowany. Tutaj także Twoi rodzice brali ślub. Oraz Ty zostałaś ochrzczona, chociaż ludzie mówią, że początkowo księżniczkę chcieli pochować, jednak w nocy, gdy leżałaś w kościele, Twoja matka, która nad Tobą płakała usłyszała Twój płacz. Dopiero później okazało się, że… wolisz noc.
– Bo ja wiem czy wolę… noc jest cudowna, to fakt. Ale… mówisz tak pięknie… ah ile bym dała, aby zobaczyć ten dzień.
– Księżniczko! – krzyknął nagle woźnica – Obiecuję Ci, że znajdę sposób, abyś dzień zobaczyła!
Ona uśmiechnęła się, po czym pocałowała go w policzek i powiedziała:
– Dziękuję Piotrze. – Po tych słowach zasnęła.
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu – czas mijał.
I pewnego dnia… gdy dziewczyna znów przysypiała na ramieniu dorożkarza, ona powiedziała:
– Do jutra Piotrze.
– Coś mi mówi, że spotkamy się szybciej – odpowiedział woźnica tajemniczo z uśmiechem na twarzy, na co panienka się zdziwiła, ale sen ją zmorzył i się wyłączyła
Wóz zatrzymał się przed zamkiem. Woźnica szybko wyskoczył z wozu mówiąc do służby:
– Nie wyciągajcie jej! Zaraz wracam! – Po czym pobiegł w stronę komnat królewskich
Wbiegł do środka i już zmierzał w stronę komnaty króla, gdy wtem rzucili się na niego goryle przyboczni.
– Woźnica, odbija Ci? Życie Ci nie miłe? My wiemy, że trochę ruchu nie zaszkodzi, ale my lubimy swoją robotę, więc sorry.
Straż chwyciła mężczyznę pod pachę, lecz ten zaczął krzyczeć ile sił w płucach:
– WASZA KRÓLEWSKA MOŚĆ! PANIE! KRÓLU! CÓRKA! CÓR… – krzyk został przerwany, ponieważ goryl zakneblował mu usta
– Pogięło Cię facet? Chodź Robert, policzymy się z nim na zewnątrz.
Lecz w tej chwili dobiegł ich dźwięk otwierających się drzwi. W progu stał król.
– Kto na miłość Boską śmie mnie budzić o tej godzinie?!
– Ja Panie! – wykrzyknął Piotr
– No i masz… nocki źle mu służą… – dopowiedział Robert
– Woźnica? Zaraz… co się stało? Co z Seleną?! Gadaj!
– Nic Panie, śpi! Ale nie w tym rzecz! To znaczy właśnie w tym! Panie racz mnie wysłuchać! Błagam!
– Mów więc.
– Panie, chcę pokazać Twojej Najpiękniejszej córce dzień!
– Oszalałeś? Toż to ona śpi… Piotrze? – przytaknął drugi goryl – Piotrze… weź dzisiaj wolne, Paweł Cię dzisiaj zastąpi… Robert ma rację – nocki Ci źle służą.
– Panie! Racz mi zaufać! Błagam! Jeżeli kochasz swoją córkę, to pozwól! Tylko na 6 godzin! Obiecałem jej to! A dzisiaj jest jedyna okazja, która na to pozwoli!
– Dzisiaj…? – zapytał zaciekawiony władca – A dlaczego właśnie dzisiaj?
– O najwspanialszy! Dzisiaj jest pełne zaćmienie słońca, kolejna taka szansa nie powtórzy się za naszego żywota….
– Aaaah…. rozumiem! Dobrze Piotrze. Masz zatem moje pozwolenie.
– Dzięki Ci! Dzięki! Nie pożałujesz tego Panie! – po czym jednym ruchem chwycił swój kapelusz z podłogi i wyleciał niczym przeciąg.
Woźnica wsiadł na powóz. Ruszył powoli i bez pośpiechu. Ponieważ, dopiero kawałek słońca zrobił się czarny. Piotr jechał powoli, patrząc jak miasto budzi się do życia, tym samym jak z minuty na minutę słońce przypominało coraz to bardziej rogala, aż w końcu…
– Trzy… dwa… jeden… dzień dobry królewno!
Twarz Seleny zaczęła nabierać kolory, a jej oczy powoli otwierać się.
– Gdzie… gdzie ja jestem? – spytała
– Obiecałem i dotrzymałem obietnicy – powiedział woźnica, którego wręcz rozpierała duma – księżniczko Seleno. Oto dzień. Jest ciemno jak w nocy i obudziłaś się ponieważ mamy zaćmienie słońca. Popatrz na niebo. Widzisz? To oznacza, że księżyc uśmiechnął się do Ciebie i zakrył dla Ciebie słońce. – powóz zatrzymał się, po czym Piotr wysiadł – Chodźmy księżniczko, mamy tylko 6 godzin.
Piotr oprowadzał księżniczkę po całym mieście. Ludzi nie do końca na początku wiedzieli kto to, jednak szybko rozeszła się wieść.
– Antoni! – zawołał Mikołaj – Kto to do jasnej cholery jest?
– Cicho stary baranie! – zganił szewca kowal i dalej mówił szeptem – Nie wiesz? Toż to księżniczka Selena, ta która umiera na dzień i budzi się w noc!
– O jasna cholera… A z kim ona idzie? To Piotr…? Piotr woźnica?
– No na to wygląda…
– A to Ci farciarz pierdolony! – podniósł głos podniecony szewc
– Antoni na Boga, ciszej!
A czas leciał nieubłaganie i nikogo nie słuchał.
– Na koniec chciałem pokazać Ci katedrę, o którą spytałaś. Wejdźmy – po czym Piotr popchnął ogromne drewniane wrota, a chłód panujący w świątyni przywitał ich.
– Jakie to cudowne! – powiedziała zachwycona i jakby oczarowana gotyckim stylem katedry dziewczyna
– Tak, wiem.
Selena, zaczęła nagle biec tanecznym krokiem okręcając się co chwilę w stronę ołtarza. Zatrzymała się, wpatrując się w ogromną rozetę. Blask promieni słonecznych dobiegających przez witraż padał na twarz księżniczki. Piotr zbliżył się do księżniczki oczarowany jej urodą jak nigdy dotąd.
– Piotrze?
– Tak?
– Czy jestem piękna?
– Nie znam piękniejszego stworzenia od Ciebie, księżniczko.
– Czy mnie kochasz?
Piotr milczał. Zamknął oczy by zebrać myśli. Wtem poczuł w nozdrzach, jakby świeże powietrze, którym oddychał w nocy. Otworzył oczy i zobaczył zaledwie kilka centymetrów od swojej twarzy jej twarz.
– Bo ja Ciebie tak. – powiedziała i nie czekając na odpowiedź, pocałowała Piotra. On natomiast objął ją i tulił, tyle ile miał sił. Lecz poczuł jak jej usta stają się chłodne, a ciało bezwładne. Szybko zorientował się także, że skóra zrobiła się blada.
– Dziękuję… – po czym zamknęła oczy i uśmiechnęła się
Woźnica wziął ją na ramiona i zaczął płakać. Zaćmienie skończyło się, a słońce znów zaczęło promieniować pełnią sił.
– Kocham Cię! Słyszysz? Kocham! Kochałem już wtedy, gdy pierwszy raz o to spytałem! Jestem tylko woźnicą! Jestem tylko woźnicą! – krzyczał Piotr płacząc przy tym jak nigdy dotąd.
Trzymając ją nadal na rękach, przytulił ją mocno.
– Drugi raz mnie oszukałeś, jeszcze raz i game over kochaniutki… – usłyszał cichy szept
Piotr spojrzał naglę na księżniczkę i zobaczył, że zaczyna otwierać oczy i poczuł, że jej ciało znów robi się ciepłe.
– Trzeci raz nie popełnię tego błędu, obiecuję ukochana!
– No mam nadzieję, bo wiesz czego najbardziej nie znoszę…
– Tak wiem.
Oboje uśmiechnęli się patrząc sobie głęboko w oczy. A niedługo spotkali się znów w tym samym miejscu, lecz tym razem na ślubnym kobiercu.

Koniec

Powiedz

Ile powiedz ile
chwil dzisiaj minie
Przeminie bezpowrotnie
Momentów ulotnie

Sekundy minuty godziny
gwałtem od nas odbierane
Chcesz wiedzieć kiedy
Powiesz ostatnie Amen

Dnie miesiące lata
a ty ciągle taka sama
Serc zbłąkanych ostoja
Dusze podziurawione łatasz

Pokolenia całe dekady wieki
i w nas nadal tkwią
niepoprawni Poeci

Powiedz mi powiedz
to co zwierciadła twe
dwa tają przede mną

Tego czego boją się
nawet największe Twoje
lęki i fobie

Krzycz proszę krzycz
jeżeli i taka trzeba
Niech to catharsis
usłyszą zastępy nieba

Bij uderz drap duś
a potem o ścianę rzuć
Zrzuć szatę codzienności
ukaż swoje nagie ciało

Zamilcz teraz proszę
wargi swe razem złóż
Pocałunkiem delikatnym
odbiorę arszenik Twój

 

Walka

Walka – jakakolwiek by nie była – nie jest łatwa. Wymaga odwagi by stanąć przed wrogiem, by chwycić za broń – a gdy Twoja broń wypadnie Ci z rąk, by ją podnieść. Odwagi do podejmowania nie raz trudnych decyzji. Spytaj chociaż by tego wojownika. Poproś by pokazał Ci swoje rany – nadal krwawiące. Blizny, które przypominają mu jak wróg walczy, gdzie celuje i i z jaką siłą uderza. One będą widniały na jego ciele – niektóre widoczne bardziej, inne mniej. Jednak czasami o nich zapomina. Niech Ci opowie, jak o mały włos popełniłby znów ten sam błąd. Doświadczenia, które zdobył nie da się zmierzyć żadną miarą. Zachrypnięty, lecz zaskakująco kojący i spokojny jego głos. Włosy wyjaśniały od słońca, wymatowiały od deszczu, wyschły od wiatru. Uszy wrażliwe na najdrobniejszy szelest. Wiecznie lekko przymknięte oczy przypominające pochmurne niebo, jakby zmęczone i uśpione – lecz nie daj się zwieść – jest czujny i bacznie obserwuje, wszystko co go otacza. Teraz odpoczywa i czeka, aż nadejdzie nowy dzień.

Ponieważ każdy dzień to kolejna bitwa. Bo życie to wojna. A my jesteśmy powołani do bycia wojownikami, nie niewolnikami.

„Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1, 28)

Sen w śnie

Mój pierwszy w życiu sen w śnie… Niestety nie zdołałem sobie go na tyle utrwalić,a by go jakoś mega dokładnie opisać…

Co ciekawe oba sny odbywały się jakby w akademiku. Tzn. otoczeniu podobnym do akademika, w którym teraz mieszkam.

Wszedłem do pokoju. Przez okno pokoju wpadało pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Panował półmrok, a pokój… był pusty.
Zrobiłem krok i zobaczyłem jak po podłodze przechodzi szybko czarny pająk. Nie był malutki… na oko miał gdzieś 4cm. Rozglądałem się dalej po pokoju, bowiem zacząłem sobie powoli uświadamiać, że ten pokój mimo iż wydaje mi się tak dziwnie znany nie jest dokładnie taki sam jak w rzeczywistym akademiku – zaczęło do mnie docierać, że śnię. Lecz wtem niepostrzeżenie poczułem ból w ręce. To był ten pająk. Widziałem go dokładnie, ponieważ ugryzł mnie w rękę. Czarny, raczej nie włochaty… i z takim dziwnym czerwonym znakiem na odwłoku…
Nie musiałem go zrzucać – sam szybko uciekł. Wtedy dopiero spostrzegłem, że pokoju jest pełno pajęczyn oraz małych jajek pająka. Małych pajączków w pokoju było co raz więcej. Nie wiedząc dlaczego włożyłem rękę do lewej-tylnej kieszeni w spodniach… wyjąłem coś i ku mojemu zdziwieniu były te same jajka pająka. Obudziłem się… tak mi się zdawało. Znów byłem w akademiku. Tym razem przez korytarz akademika przewijali się nieznajomi. Spotkałem jakiegoś znajomego i chciałem mu opowiedzieć o śnie. Wszedłem do windy. Zacząłem mu opowiadać. Winda stanęła… w połowie.  Dopiero wtedy naprawdę się obudziłem.

 

Ciąża po raz trzeci

Tym razem Eruru. Jak zawsze ze swoją powagą na twarzy, lecz paradoksalnie z radosnym błyskiem w oczach. Razem z Lucem, za którym ostatnio ugania się i o czym notabene żaliła mi się… w każdym razie co było odmiennego w tym śnie, że tak mi został w pamięci?
Zaszła z nim w ciążę. Tak, na pewno. Poroniła.
Ale… zaszła w ciążę po raz drugi. Od tak. Cudownie. Bez płaczu, bez łez.

Jak zawsze… tak zawsze ona.

Ciąża

Kolejny raz (co najmniej po raz drugi) śniła mi się bliska mi osoba (za każdym razem jest to inna osoba) w… ciąży. Poprzednim razem była to K., tym razem była to A. … dziwne. W tym śnie miasto, w którym się znajdowaliśmy było jakby dmuchane – tzn. budynki były zrobione z takiego materiału jak dmuchane materace, na których pływa się latem po jeziorze. Wszystko było mlecznego koloru. I wśród nich Ona. Jak zawsze uśmiechnięta, rude włosy, zielona koszula, delikatne gesty ciała… i spojrzenie z profilu… brzuszek jakby 5 miesiąc. Byli tam też młodzi mężczyźni, ale pełnili jakby drugoplanowe role. Byli tłem, a było ich chyba z 5ciu. Jednak najdziwniejsze było to… że koncentrowałem się na Niej. Moja podświadomość jakby jej pragnęła… nie. Pożądała. To właściwe słowo. Chciałem ją mieć na własność. Cieleśnie. Ale w rzeczywistości… chyba tego nie czuję.

Co nie zmienia faktu, że ładna dziewczyna, staje się jeszcze bardziej atrakcyjna z brzuszkiem. 😉

Ratofobia

Od kiedy pamiętam mam ogromny lęk – wręcz niestwierdzoną fobię jeżeli chodzi o szczury.

Snów… a raczej koszmarów miałem wiele. Naprawdę, rzekłbym że przynajmniej jeden w roku mam co najmniej. To dla mnie naprawdę dużo.

Nie chce mi się przywoływać tych snów… to chyba zrozumiałe.

Jednak zawsze jest jeden stały motyw: nigdy nie widziałem szczura we śnie. Zawsze słyszę ich wręcz diaboliczny i przeraźliwy śmiech, oracz czuję smród stęchlizny. Najczęściej akcja wtedy rozgrywa się gdzieś w piwnicach… i co ciekawe… czasami idę w ich stronę, lecz nigdy nie docieram. Czasami czuję jak czają się za rogiem i wtedy uciekam co sił w nogach.

KBM

Pierwszy sen o niej miałem dzień po poznaniu jej na PS.net.
Śniło mi się wielkie blokowisko, typowe dla dużych miast – a tak wyobrażałem sobie Tarnów. Jak to rzadko bywa w moich snach… świeciło słońce i niebo miało odcień jasnego błękitu. Szedłem za nią i widziałem tylko jej ciemne blond włosy. Weszliśmy do klatki schodowej, wtem gdy obróciła się… ja się obudziłem.

***

Jakiś czas temu śnił mi się jej chłopak – mimo iż nigdy nie widziałem jego zdjęcia. Powiedział, że Ona jest w ciąży… pewnie dlatego nie rozmawiałem z nią? Ale jest szczęśliwa.

…to ważne.

 

Tornada

Tornada – a raczej trąby powietrzne, pojawiały się w moich snach… kilka razy, tzn. takich, które na dobre pozostaną mi w pamięci są 2… no 3.

Pierwszy:
Siedziałem w swoim pokoju, jednak w domu nikogo nie było. Panowała nienaturalna cisza… cisza przed burzą. Niebo mimo iż było już lekko szarawe, nagle mocniej pociemniało. Podszedłem wtedy do mojego okna, przez które mam widok na nasze podwórko, mur który oddziela owe podwórko od podwórka sąsiadów, oraz kamienicę obok. Nagle wręcz poczułem przez zamknięte okno jak zrywa się wiatr, a zza dachu owej kamienicy zobaczyłem wielką trąbę powietrzną, która wręcz majestatycznie, a za razem agresywnie zaczyna iść wprost w moją stronę. W tym samym momencie odwróciłem szybko głowę, tak aby ktokolwiek w domu mnie usłyszał i krzyknąłem na całe gardło “TORNADO!”. W momencie, gdy odwróciłem głowę (w śnie patrzyłem na siebie od tyłu) widziałem jak trąba powietrzna zaczyna rozrywać ścianę mojego pokoju. Poczułem tą ogromną siłę drzemiącą w tym zjawisku pogodowym.
W tej samej chwili, gdy krzyczałem – przerażony obudziłem się z lekkim potem na czole i zadyszką. Zdałem sobie sprawę, że krzyknąłem na całe gardło przez sen, a echo nadal niosło jakby się po domu.

Drugi:
Był o wiele “spokojniejszy”. Jechałem chyba samochodem – jako pasażer. Patrzyłem przez szybkę przyklejony do okno po prawej stronie pojazdu, na… pustynię – a raczej suchą i wyjałowioną ziemię, która ciągnęła się, aż po horyzont. Niebo nie było ani szare, ani jasne i słoneczne. Było takie… spokojne… spokojne pomimo tego co się działo. A co się działo? Ano po tej równinie – na której stały chyba 2 domki jakby z westernu – szalały… nie to zbyt dosadne słowo… one tańczyły! Tak! Tańczyły, pokazując swoją niezależność, siłę i niepodważalność… trzy trąby powietrzne. Nie zbliżały się do nas, ani nie oddalały, one raczej towarzyszyły nam.

Trzeci sen, niestety co raz słabiej pamiętam – raczej jak przez mgłę. W tym śnie byłem świadkiem, jak nad miastem formował się lejek. Po czym w pełnej okazałości trąba powietrzna dotknęła ziemi i jakby nigdy nic zaczęła zmiatać budynki z powierzchni ziemi.  Nie pamiętam tego zbyt dokładnie… a szkoda.

Nie chcę się bawić w jakiegoś specjalistę, ale mam przypuszczenia, że po części sny te mają źródło w dzieciństwie.
Jak byłem mały i jechałem rowerem obok jakiegoś pola, to widziałem jak kurz i jakieś wysuszone trawy delikatnie zaczynają wirować co raz to szybciej w kółko, tak o. Po prostu. Było lato i było strasznie gorąco. Wiał delikatny wietrzyk. To może mieć powiązanie z drugim snem.
Z pierwszym także zdarzenie z dzieciństwa – bodajże w roku 1997 w Boszkowie w nocy zrodziło się tornado. Nie wiem jak to było – czy przeszło obok Leszna czy jak. Wiem, że obudziłem się w nocy – mama zamykała okna w domu. Nie mogłem zasnąć… ponieważ na zewnątrz szalała niesamowita burza. Do tej pory w życiu nie widziałem gorszej. Wiatr wiał jak szalony, niebo miało kolor fioletowy, a co sekundę rozjaśniało i gasło niczym zepsuta żarówka. Grzmoty zlewały się jakby w jedną ciągłą całość.
Trzeci sen mógł być spowodowany informacją usłyszaną w czasie Wiadomości w telewizji – jak chyba w Lednicy pewnej nocy w centrum miasta zrodziło się trąba powietrzna.

Czy ma to jakieś głębsze przesłanie… ? Nie wiem. Wiem, że zawsze gdy jadę samochodem i patrzę na niebo, z drżeniem serca spoglądam na dziwnie formujące się chmury.

Czyściec

Nie pamiętam kiedy… Rok temu? W każdym razie jak 99% moich snów… panował mrok…

…jednak nie był to taki “standardowa” ciemność. Nie… to było coś innego… w każdym razie znajdowałem się na zimnej czarnej posadzce, w sumie – wszystko było czarne i zimne. Zobaczyłem siebie. Nagiego. Klęczałem skulony jakby z rozpaczy i strachu. Widziałem siebie z boku. Moja głowa była skierowana  na zachód. Wydawało mi się, że jest to jakaś stara opuszczona świątynia. W każdym razie, na zachodzie – w stronę w którą byłem zwrócony bił jakby blask… taki delikatny i kojący. Natomiast za mną znajdowała się jakby całkowita otchłań. Całkowita… doskonała… czerń. Pustka.

Sen, którego nie zapomnę do końca życia chyba.