Krajobraz Serca Twój

Wyciągnij ją do mnie tak
abym mógł zobaczyć
jak idziesz przez ten świat
Pokaż no pokaż ją mi
weź już nie wstydź się
nie odgryzę jej Ci

Intrygują mnie strasznie
wszystkie – nawet te małe
duże z resztą też
Różne różniaste
Tłuste i kościaste
Z palcami lub bez
Dłoń to piękna rzecz

To co w życiu dokonujesz
na dłoni swej malujesz
Cały cała Ty
a także on ona i wy
chcąc tego czy nie
zamykasz w niej też mnie

Wszelki trud i wysiłek
potu galony
hektolitry łez
a nawet krew
Wyryły się w niej

Wszystko co w głowie Twojej gra
co w duszy stuka
a sercu puka
rozlewa się tam

Każda jest inna
każda odmienna
Tak jak ja i Ty
robotnicze maklerskie
położnicze pakerskie
księgowe lekarskie
wojskowe malarskie
Każde inaczej spracowane
Każde inaczej pilnowane

Dlatego chcę zobaczyć
teraz zaraz już
Dotnij moją twarz
Bym mógł poczuć Twoją dłoń
Krajobraz serca Twój.

 

Leszno, 21.07.2011

Ballada dla Nieznajomej

Gdy codzienność przytłacza Cię znów
Szary dzień, chłodna noc
Pełna pustych snów

A Ty w koc otulona łkasz
Marzysz jak by tu zmienić
Po swojemu świat

Na życie pomysłów masz ze sto
Przebierasz i wybierasz
Przecież to nie to

Bez nadziei na lepsze twe dni
Siadasz w parku na ławce
Księżyc pięknie lśni

A ja też siedziałem przecież tam
Nuciłem coś pod nosem
Byliśmy sam na sam

Ze zdumieniem przyglądasz się mi
Spojrzałem wtem na Ciebie
Zaśpiewałem Ci…

Bo Wolność to wszystko
A Miłość to cała reszta
Kiedyś słowa te zrozumiesz
Póki co je pamiętaj
(x2)

Tej nocy nie mogłaś znowu spać
Spoglądałaś w gwiazdy
Wiatr lekko wiał

Więc biegniesz i gnasz ile sił
Niewzruszona – gotowa
Krzyczysz „Ja chcę żyć!”

Bo Wolność to wszystko
A Miłość to cała reszta
Kiedyś słowa te zrozumiem
Póki co je pamiętam
(x2)

 

Leszno, 24.09.2010

22:22

Nie potrafię dokładnie powiedzieć kiedy to się zaczęło. Myślę, że jakoś 1. klasie liceum. Początkowo nie zwracałem na to uwagi, ale pamiętam dzień kiedy leżąc w łóżku spojrzałem na zegar na ścianie i spostrzegłem śmieszną godzinę – 22:22. Zaczęło to się powtarzać co raz częściej. W pewnym momencie zacząłem zadawać sobie pytanie – może świruję? Może mój mózg tak się już zaprogramował, że robię to odruchowo? Był kiedyś film z Jim’em Carrey’em Numer 23. Pomyślałem, że może mam podobnie? Byłem prawie pewny, że to moja projekcja. Uwierzyłbym w to, gdybym faktycznie zawsze patrzył w ten sam zegar. Ale to zdarzało się patrząc na różne zegary. Raz na komputerze, raz na tym na ścianie. Przed i po zmianie czasu z letniego na zimowy (i vice versa). Kiedyś wstałem w nocy do toalety i idąc zerknąłem na magnetowid (gdzie prawie nigdy nie było prawidłowej godziny…) i tak: 22:22. Nie było to regularnie. Ale wracało. Na studiach miałem kolejny dowód, że to nie jest moja mania – nie zapomnę jak wieczorem zobaczyłem na komputerze 22:22, a następnego dnia rano podjechał po mnie tramwaj linii 2, o numerze bocznym 2222. Nieźle co nie? Wspomniany Jim pewnie już dawno dostałby świra. Ale ja jakoś miałem takie przeczucie, że Ten tam chce coś mi powiedzieć, tylko nigdy nie wiedziałem co. I w sumie nadal nie wiem. Jednak pisząc ten wpis i szukając w wyszukiwarce Liczby w Biblii natrafiłem na stronę z portalu wiara.pl. I co?

„Dwa” – wskazuje na świadectwo bądź też pomoc, wsparcie. Tak rozumiano obecność słońca i księżyca, by się wzajemnie wspierali w oświetlaniu ziemi (Rdz 1,16). Dziesięć przykazań było umieszczone na dwóch kamiennych tablicach. Jezus wysyłał uczniów po dwóch, by byli dla siebie wzajemnie pomocą.

Dla mnie przekaz stał się nagle jasny: W kulturze Judaistycznej powtórzenie czegoś oznaczało spotęgowanie. Np. jak ktoś powiedziałby Cukier cukrów to oznaczałoby polskie cukier nad cukrami, czyli że to jest tak dobry cukier, że nie ma w sobie lepszego. 22 oznacza więc, że to ma być pomoc nad pomocami. Pytanie brzmi czy mam udzielać pomocy czy prosić o pomoc? Dlatego jest 22:22. 2 występuje 4 razy oddzielona dwukropkiem. Jakby Bóg mi odpowiadał od razu: i to i to. Udzielaj wsparcia i pomocy tak dobrze jak tylko jej potrafisz, ale jesteś też człowiekiem (i w dodatku bardzo słabym) – proś więc bardzo mocno o pomoc, bo wiesz, że nie umiesz o nią prosić, a wiesz też, że bardzo mocno jej potrzebujesz, oj bardzo.

Dzięki Ci Boże!

Witaj, świecie po raz kolejny

Często żałuję swoich decyzji. Tak było, jest i pewnie będzie. Jedną z takich decyzji, którą dziś bardzo żałuję było niszczenie moich rysunków. Często je paliłem w piecu czy po prostu darłem na strzępki, żeby czasami ktoś nie znalazł ich w koszu czy na wysypisku śmieci. Niedawno zacząłem żałować tego. Chciałbym dzisiaj móc zobaczyć co wtedy robiłem i móc porównać, czy robię postępy czy wręcz przeciwnie. Inną decyzją, której żałuje było usuwanie swoich poprzednich blogów. Porzucanie ich jak niechcianych dzieci. Chociaż bardzo dobrze pamiętam jak wyglądał mój pierwszy blog. Mrok rozświetlany skrzącym się światłem odwiedzającego trzymającego w ręce pochodnię – scena żywcem ściągnięty z Katedry Bagińskiego. To tam powstawały pierwsze (i ostatnie [póki co]) rozdziały Amadeusza. Żaden blog po tym nie miał tego czegoś. Tej duszy. Tego tchnienia, którego chyba do dziś poszukuję. Później były inne. Ostatni, który prowadziłem najdłużej służył mi za swoisty dziennik snów. Pomagało mi to nie zapominać o tym co śniłem i sprawdzać częstotliwość występowania podobnych schematów. To w trakcie tych „badań” pierwszy raz doświadczyłem incepcji – podwójnego śnienia. Do dziś pamiętam o czym to było i jakie to było uczucie, gdy obudziłem się naprawdę… chociaż nie w pełni przekonany czy aby na pewno. Jak w tym kawale – niesmak pozostaje. Jakiś czas temu przenosiłem swoje łachmany na inny serwer… i blog razem z bazą danych zatonął na starym statku. Bez szans odzyskania danych (tak, pisałem maile do adminów hostingu, czy nie mają czasem backupów). Szkoda. Teraz to widzę. Muszę po raz kolejny zaczynać od nowa. Cóż. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem nauczony doświadczeniem nie popełnię po raz kolejny tego samego błędu.

A więc witaj świecie po raz kolejny. Idący na śmierć pozdrawiają cię.

Ręka Boża

Czułem, że jestem roztrzęsiony duchowo i emocjonalnie. Rozbity i w ogóle. I spotkałem Brata Pawła przed kościołem i powiedziałem, że nie wiem co mam robić w życiu itd. Jąkałem się. Nie mogłem poskładać zdania. Brat mnie chwycił i powiedział, że zaprowadzi mnie do brata (nie pamiętam imienia) bo on słynie z wielu łask i jest świetnym spowiednikiem. Brat Paweł zaprowadził mnie do takiej kaplicy i przed tą kaplicą stał taki brat co mnie kiedyś na Wołczynie spowiadał (i nie było to nic nadzwyczajnego). On mnie przejął i otworzył kaplicę i powiedział, że w tej kaplicy już wiele cudów się dokonywało. Zdążyłem tylko zobaczyć, że w kaplicy był wystawiony Najświętszy Sakrament. W momencie gdy go zobaczyłem to ścięło mnie z nóg. Padłem w ogromnych bólach. Moje całe ciało było sparaliżowane. Nie wiedziałem czy śnię czy już nie. Wszystko mnie bolało więc nie próbowałem nawet się ruszyć bo z jednej strony czułem ten paraliż, a z drugiej czułem pewną „rękę Bożą”. Tzn nie było mi dobrze, ale czułem taki delikatny pokój. Ciężko to opisać. Więc tak leżałem. Wszędzie było ciemno. W końcu uczucie błogości zaczęło przechodzić i postanowiłem ruszyć palcem. Nie spałem. Nie wiem kiedy skończyłem śnić. Ale było to coś… mega dziwnego…

 

Księżniczka Selene i Piotr the Woźnica

Dawno dawno temu żyła sobie księżniczka, a na imię jej było Selene. Uroda jej zawstydzała nie jedną kobietę, a czar wodził każdego (zdrowego) mężczyznę. Niestety było jedno ale: księżniczka w dzień spała, a w nocy wstawała. Gdy spała, nikt jej nie mógł obudzić – spała jak zabita i tak także wyglądała, ponieważ jej skóra była blada, a ciało zimne. Natomiast, gdy budziła się, jej skóra nabierała żywego koloru, a ciało stawało się ciepłe. Sama zaś księżniczka była osobą o bardzo żywym charakterze – o ile nie spała. Wydawać by się mogło, że nie miała wielu znajomych, ponieważ przecież wszyscy w nocy śpią. O dziwo było wręcz przeciwnie, Selena miała wielu znajomych, ponieważ w nocy tryskała wręcz energią i zawsze wybywała z zamku do królewskich klubów. I chociaż była tylko księżniczką, to jednak była królową parkietów, a nie było w całym królestwie ani klubu, a w tym klubie mężczyzny, z którym ona by nie tańczyła. Chociaż zdarzało się też, że tańczyła również z kobietami.
Pewnej nocy, która chyliła się już ku zachodowi, księżniczka jechała już do siebie – wracając jak to zawsze odwożona przez woźnicę. Panienka w pewnej chwili znienacka zapytała:
– Piotrze?
– Tak?
– Czy jestem piękna?
Mężczyzna oniemiał i popatrzył się tępo na nią, po czym odpowiedział spokojnym tonem:
– Nie znam piękniejszej panienki, księżniczko.
Ona zaś, nie czekając chyżo zadała drugie pytanie:
– Czy mnie kochasz?
Woźnica otworzył oczy z niedowierzania. Przez chwilę mogłoby się zdawać, że stracił panowanie nad powozem. Niezwłocznie jednak odpowiedział równie spokojnym tonem:
– Kocham Panią jako moją przyszłą królową, której będę rad służyć jak potrafię, lecz nie mogę dać Ci więcej o księżniczko…
Westchnęła ciężko i z zadumą zawiesiła wzrok na jaśniejące niebo oraz księżyc, który powoli znikał. Tym samym zaczęła intensywnie ziewać, a jej skóra zaczęła bladnąć. Oparła głowę o ramię kierowcy i zasnęła. Wtem szepnął jakby kończąc:
– …chociaż chciałbym. Śpij dobrze.
Po chwili jednak zatrzymał się przed zamkiem, a służba zaniosła śpiącą do jej komnaty.
Mijały kolejne dni i tygodnie.
Pewnego przedporanka, gdy wóz księżniczki znów zawijał na chatę, ona odezwała się tymi słowami:
– Jak to jest?
– Ale co panienko? – zapytał woźnica
– No w dzień. Jak to jest? Jak to wygląda? Co jest na niebie? Jak ludzie się bawią? Opowiedz mi.
– Dzień? Hmm… – biedny dorożkarz nie wiedział zbytnio co odpowiedzieć, wiedział że nie może palnąć jakiegoś głupstwa, ponieważ może ją to urazić, z drugiej jednak strony chciał jak najdokładniej zobrazować się to co chce jej przekazać – Jak widzisz księżniczko, księżyc powoli zanika, a niebo staje się jaśniejsze. Dzieje się tak ponieważ słońce wynurza się zza tamtej góry. Dzień to wędrówka słońca po całym niebie. – mówiąc te słowa, woźnica jedną ręką trzymając lejce, drugą kreślił po niebie dłonią – Z minuty na minutę niebo staje się coraz to jaśniejsze. Dzieje się tak aż do południa, czyli gdy słońce znajduje się najwyżej. Później, powoli powoli słońce znowu dąży do tego aby się schować tam, za rzeką. W dzień zazwyczaj nie ma imprez w klubach. Kluby są zamknięte. Więc jest nudno. Ludzie wychodzą na ulicy i szukają sposobu jak zabić czas. Tak naprawdę nic ciekawego się nie dzieje. – Mówił tak ponieważ, nie chciał robić przykrości księżniczce.
– Oh… hm… to dziwne, Julia mówiła w ogóle co innego. Nie okłamałbyś mnie, prawda?
– Nie! Skądże! Ym… ja… ja… – Powożący zaniemówił i wpatrując się w księżniczkę myślał intensywnie jak się wymigać. Jednak długo myśleć nie musiał ponieważ, na jego oczach księżniczka robiła się co raz to bladsza, a jej oczy same jęły się zamykać.
Woźnicy zrobiło się strasznie głupio i poczuł, że oszukał księżniczkę. Gdy będąc pod zamkiem, służba wzięła śpiącą, on wpatrywał się w słońce, które wschodziło zza pasma gór.
Następnej nocy, gdy woźnica znów odwoził Selene, tym razem on rozpoczął:
– Księżniczko, bardzo przepraszam za moje wczorajsze niegodziwe zachowanie. Zaiste okłamałem Cię, jednak chciałem zrobić to w dobrej wierze. Tak, to fakt – miasto w dzień żyje, czy wręcz nim tętni. Nie skłamałem, mówiąc że kluby są zamknięte. Jednak nie muszą być otwarte, ponieważ ludzie chodzą po ulicach, a tu gdzie teraz mijamy ten pusty plac, to targowisko. W dzień jest tu pełno straganów, o najróżniejszych barwach, a ludzie garną się tu setkami. A dałbym głowę, że jest tu i głośniej niż w klubie. Dzięki słońcu, rośnie wszystko co zielone. W nocy wszyscy odpoczywają, wraz z roślinami. Oprócz tego, na każdej ulicy jest jakiś mały zakład. Na przykład o tutaj mieszka stary szewc Mikołaj, który klnie jak na szewca przystało, ale serce ma wielkie. A tam, mieszka nasz kowal Antoni, który i dla tych pięknych koni kuje podkowy.
– A ta wielka spiczasta budowla? – wtrąciła jakby zauroczona księżniczka
– To jest katedra. Tutaj Twoi ojciec, a mój król i pan był koronowany. Tutaj także Twoi rodzice brali ślub. Oraz Ty zostałaś ochrzczona, chociaż ludzie mówią, że początkowo księżniczkę chcieli pochować, jednak w nocy, gdy leżałaś w kościele, Twoja matka, która nad Tobą płakała usłyszała Twój płacz. Dopiero później okazało się, że… wolisz noc.
– Bo ja wiem czy wolę… noc jest cudowna, to fakt. Ale… mówisz tak pięknie… ah ile bym dała, aby zobaczyć ten dzień.
– Księżniczko! – krzyknął nagle woźnica – Obiecuję Ci, że znajdę sposób, abyś dzień zobaczyła!
Ona uśmiechnęła się, po czym pocałowała go w policzek i powiedziała:
– Dziękuję Piotrze. – Po tych słowach zasnęła.
Dzień po dniu, tydzień po tygodniu – czas mijał.
I pewnego dnia… gdy dziewczyna znów przysypiała na ramieniu dorożkarza, ona powiedziała:
– Do jutra Piotrze.
– Coś mi mówi, że spotkamy się szybciej – odpowiedział woźnica tajemniczo z uśmiechem na twarzy, na co panienka się zdziwiła, ale sen ją zmorzył i się wyłączyła
Wóz zatrzymał się przed zamkiem. Woźnica szybko wyskoczył z wozu mówiąc do służby:
– Nie wyciągajcie jej! Zaraz wracam! – Po czym pobiegł w stronę komnat królewskich
Wbiegł do środka i już zmierzał w stronę komnaty króla, gdy wtem rzucili się na niego goryle przyboczni.
– Woźnica, odbija Ci? Życie Ci nie miłe? My wiemy, że trochę ruchu nie zaszkodzi, ale my lubimy swoją robotę, więc sorry.
Straż chwyciła mężczyznę pod pachę, lecz ten zaczął krzyczeć ile sił w płucach:
– WASZA KRÓLEWSKA MOŚĆ! PANIE! KRÓLU! CÓRKA! CÓR… – krzyk został przerwany, ponieważ goryl zakneblował mu usta
– Pogięło Cię facet? Chodź Robert, policzymy się z nim na zewnątrz.
Lecz w tej chwili dobiegł ich dźwięk otwierających się drzwi. W progu stał król.
– Kto na miłość Boską śmie mnie budzić o tej godzinie?!
– Ja Panie! – wykrzyknął Piotr
– No i masz… nocki źle mu służą… – dopowiedział Robert
– Woźnica? Zaraz… co się stało? Co z Seleną?! Gadaj!
– Nic Panie, śpi! Ale nie w tym rzecz! To znaczy właśnie w tym! Panie racz mnie wysłuchać! Błagam!
– Mów więc.
– Panie, chcę pokazać Twojej Najpiękniejszej córce dzień!
– Oszalałeś? Toż to ona śpi… Piotrze? – przytaknął drugi goryl – Piotrze… weź dzisiaj wolne, Paweł Cię dzisiaj zastąpi… Robert ma rację – nocki Ci źle służą.
– Panie! Racz mi zaufać! Błagam! Jeżeli kochasz swoją córkę, to pozwól! Tylko na 6 godzin! Obiecałem jej to! A dzisiaj jest jedyna okazja, która na to pozwoli!
– Dzisiaj…? – zapytał zaciekawiony władca – A dlaczego właśnie dzisiaj?
– O najwspanialszy! Dzisiaj jest pełne zaćmienie słońca, kolejna taka szansa nie powtórzy się za naszego żywota….
– Aaaah…. rozumiem! Dobrze Piotrze. Masz zatem moje pozwolenie.
– Dzięki Ci! Dzięki! Nie pożałujesz tego Panie! – po czym jednym ruchem chwycił swój kapelusz z podłogi i wyleciał niczym przeciąg.
Woźnica wsiadł na powóz. Ruszył powoli i bez pośpiechu. Ponieważ, dopiero kawałek słońca zrobił się czarny. Piotr jechał powoli, patrząc jak miasto budzi się do życia, tym samym jak z minuty na minutę słońce przypominało coraz to bardziej rogala, aż w końcu…
– Trzy… dwa… jeden… dzień dobry królewno!
Twarz Seleny zaczęła nabierać kolory, a jej oczy powoli otwierać się.
– Gdzie… gdzie ja jestem? – spytała
– Obiecałem i dotrzymałem obietnicy – powiedział woźnica, którego wręcz rozpierała duma – księżniczko Seleno. Oto dzień. Jest ciemno jak w nocy i obudziłaś się ponieważ mamy zaćmienie słońca. Popatrz na niebo. Widzisz? To oznacza, że księżyc uśmiechnął się do Ciebie i zakrył dla Ciebie słońce. – powóz zatrzymał się, po czym Piotr wysiadł – Chodźmy księżniczko, mamy tylko 6 godzin.
Piotr oprowadzał księżniczkę po całym mieście. Ludzi nie do końca na początku wiedzieli kto to, jednak szybko rozeszła się wieść.
– Antoni! – zawołał Mikołaj – Kto to do jasnej cholery jest?
– Cicho stary baranie! – zganił szewca kowal i dalej mówił szeptem – Nie wiesz? Toż to księżniczka Selena, ta która umiera na dzień i budzi się w noc!
– O jasna cholera… A z kim ona idzie? To Piotr…? Piotr woźnica?
– No na to wygląda…
– A to Ci farciarz pierdolony! – podniósł głos podniecony szewc
– Antoni na Boga, ciszej!
A czas leciał nieubłaganie i nikogo nie słuchał.
– Na koniec chciałem pokazać Ci katedrę, o którą spytałaś. Wejdźmy – po czym Piotr popchnął ogromne drewniane wrota, a chłód panujący w świątyni przywitał ich.
– Jakie to cudowne! – powiedziała zachwycona i jakby oczarowana gotyckim stylem katedry dziewczyna
– Tak, wiem.
Selena, zaczęła nagle biec tanecznym krokiem okręcając się co chwilę w stronę ołtarza. Zatrzymała się, wpatrując się w ogromną rozetę. Blask promieni słonecznych dobiegających przez witraż padał na twarz księżniczki. Piotr zbliżył się do księżniczki oczarowany jej urodą jak nigdy dotąd.
– Piotrze?
– Tak?
– Czy jestem piękna?
– Nie znam piękniejszego stworzenia od Ciebie, księżniczko.
– Czy mnie kochasz?
Piotr milczał. Zamknął oczy by zebrać myśli. Wtem poczuł w nozdrzach, jakby świeże powietrze, którym oddychał w nocy. Otworzył oczy i zobaczył zaledwie kilka centymetrów od swojej twarzy jej twarz.
– Bo ja Ciebie tak. – powiedziała i nie czekając na odpowiedź, pocałowała Piotra. On natomiast objął ją i tulił, tyle ile miał sił. Lecz poczuł jak jej usta stają się chłodne, a ciało bezwładne. Szybko zorientował się także, że skóra zrobiła się blada.
– Dziękuję… – po czym zamknęła oczy i uśmiechnęła się
Woźnica wziął ją na ramiona i zaczął płakać. Zaćmienie skończyło się, a słońce znów zaczęło promieniować pełnią sił.
– Kocham Cię! Słyszysz? Kocham! Kochałem już wtedy, gdy pierwszy raz o to spytałem! Jestem tylko woźnicą! Jestem tylko woźnicą! – krzyczał Piotr płacząc przy tym jak nigdy dotąd.
Trzymając ją nadal na rękach, przytulił ją mocno.
– Drugi raz mnie oszukałeś, jeszcze raz i game over kochaniutki… – usłyszał cichy szept
Piotr spojrzał naglę na księżniczkę i zobaczył, że zaczyna otwierać oczy i poczuł, że jej ciało znów robi się ciepłe.
– Trzeci raz nie popełnię tego błędu, obiecuję ukochana!
– No mam nadzieję, bo wiesz czego najbardziej nie znoszę…
– Tak wiem.
Oboje uśmiechnęli się patrząc sobie głęboko w oczy. A niedługo spotkali się znów w tym samym miejscu, lecz tym razem na ślubnym kobiercu.

Koniec

Powiedz

Ile powiedz ile
chwil dzisiaj minie
Przeminie bezpowrotnie
Momentów ulotnie

Sekundy minuty godziny
gwałtem od nas odbierane
Chcesz wiedzieć kiedy
Powiesz ostatnie Amen

Dnie miesiące lata
a ty ciągle taka sama
Serc zbłąkanych ostoja
Dusze podziurawione łatasz

Pokolenia całe dekady wieki
i w nas nadal tkwią
niepoprawni Poeci

Powiedz mi powiedz
to co zwierciadła twe
dwa tają przede mną

Tego czego boją się
nawet największe Twoje
lęki i fobie

Krzycz proszę krzycz
jeżeli i taka trzeba
Niech to catharsis
usłyszą zastępy nieba

Bij uderz drap duś
a potem o ścianę rzuć
Zrzuć szatę codzienności
ukaż swoje nagie ciało

Zamilcz teraz proszę
wargi swe razem złóż
Pocałunkiem delikatnym
odbiorę arszenik Twój

 

Walka

Walka – jakakolwiek by nie była – nie jest łatwa. Wymaga odwagi by stanąć przed wrogiem, by chwycić za broń – a gdy Twoja broń wypadnie Ci z rąk, by ją podnieść. Odwagi do podejmowania nie raz trudnych decyzji. Spytaj chociaż by tego wojownika. Poproś by pokazał Ci swoje rany – nadal krwawiące. Blizny, które przypominają mu jak wróg walczy, gdzie celuje i i z jaką siłą uderza. One będą widniały na jego ciele – niektóre widoczne bardziej, inne mniej. Jednak czasami o nich zapomina. Niech Ci opowie, jak o mały włos popełniłby znów ten sam błąd. Doświadczenia, które zdobył nie da się zmierzyć żadną miarą. Zachrypnięty, lecz zaskakująco kojący i spokojny jego głos. Włosy wyjaśniały od słońca, wymatowiały od deszczu, wyschły od wiatru. Uszy wrażliwe na najdrobniejszy szelest. Wiecznie lekko przymknięte oczy przypominające pochmurne niebo, jakby zmęczone i uśpione – lecz nie daj się zwieść – jest czujny i bacznie obserwuje, wszystko co go otacza. Teraz odpoczywa i czeka, aż nadejdzie nowy dzień.

Ponieważ każdy dzień to kolejna bitwa. Bo życie to wojna. A my jesteśmy powołani do bycia wojownikami, nie niewolnikami.

„Czyńcie sobie ziemię poddaną” (Rdz 1, 28)

Sen w śnie

Mój pierwszy w życiu sen w śnie… Niestety nie zdołałem sobie go na tyle utrwalić,a by go jakoś mega dokładnie opisać…

Co ciekawe oba sny odbywały się jakby w akademiku. Tzn. otoczeniu podobnym do akademika, w którym teraz mieszkam.

Wszedłem do pokoju. Przez okno pokoju wpadało pomarańczowe światło zachodzącego słońca. Panował półmrok, a pokój… był pusty.
Zrobiłem krok i zobaczyłem jak po podłodze przechodzi szybko czarny pająk. Nie był malutki… na oko miał gdzieś 4cm. Rozglądałem się dalej po pokoju, bowiem zacząłem sobie powoli uświadamiać, że ten pokój mimo iż wydaje mi się tak dziwnie znany nie jest dokładnie taki sam jak w rzeczywistym akademiku – zaczęło do mnie docierać, że śnię. Lecz wtem niepostrzeżenie poczułem ból w ręce. To był ten pająk. Widziałem go dokładnie, ponieważ ugryzł mnie w rękę. Czarny, raczej nie włochaty… i z takim dziwnym czerwonym znakiem na odwłoku…
Nie musiałem go zrzucać – sam szybko uciekł. Wtedy dopiero spostrzegłem, że pokoju jest pełno pajęczyn oraz małych jajek pająka. Małych pajączków w pokoju było co raz więcej. Nie wiedząc dlaczego włożyłem rękę do lewej-tylnej kieszeni w spodniach… wyjąłem coś i ku mojemu zdziwieniu były te same jajka pająka. Obudziłem się… tak mi się zdawało. Znów byłem w akademiku. Tym razem przez korytarz akademika przewijali się nieznajomi. Spotkałem jakiegoś znajomego i chciałem mu opowiedzieć o śnie. Wszedłem do windy. Zacząłem mu opowiadać. Winda stanęła… w połowie.  Dopiero wtedy naprawdę się obudziłem.

 

Ciąża po raz trzeci

Tym razem Eruru. Jak zawsze ze swoją powagą na twarzy, lecz paradoksalnie z radosnym błyskiem w oczach. Razem z Lucem, za którym ostatnio ugania się i o czym notabene żaliła mi się… w każdym razie co było odmiennego w tym śnie, że tak mi został w pamięci?
Zaszła z nim w ciążę. Tak, na pewno. Poroniła.
Ale… zaszła w ciążę po raz drugi. Od tak. Cudownie. Bez płaczu, bez łez.

Jak zawsze… tak zawsze ona.