Tornada – a raczej trąby powietrzne, pojawiały się w moich snach… kilka razy, tzn. takich, które na dobre pozostaną mi w pamięci są 2… no 3.
Pierwszy:
Siedziałem w swoim pokoju, jednak w domu nikogo nie było. Panowała nienaturalna cisza… cisza przed burzą. Niebo mimo iż było już lekko szarawe, nagle mocniej pociemniało. Podszedłem wtedy do mojego okna, przez które mam widok na nasze podwórko, mur który oddziela owe podwórko od podwórka sąsiadów, oraz kamienicę obok. Nagle wręcz poczułem przez zamknięte okno jak zrywa się wiatr, a zza dachu owej kamienicy zobaczyłem wielką trąbę powietrzną, która wręcz majestatycznie, a za razem agresywnie zaczyna iść wprost w moją stronę. W tym samym momencie odwróciłem szybko głowę, tak aby ktokolwiek w domu mnie usłyszał i krzyknąłem na całe gardło “TORNADO!”. W momencie, gdy odwróciłem głowę (w śnie patrzyłem na siebie od tyłu) widziałem jak trąba powietrzna zaczyna rozrywać ścianę mojego pokoju. Poczułem tą ogromną siłę drzemiącą w tym zjawisku pogodowym.
W tej samej chwili, gdy krzyczałem – przerażony obudziłem się z lekkim potem na czole i zadyszką. Zdałem sobie sprawę, że krzyknąłem na całe gardło przez sen, a echo nadal niosło jakby się po domu.
Drugi:
Był o wiele “spokojniejszy”. Jechałem chyba samochodem – jako pasażer. Patrzyłem przez szybkę przyklejony do okno po prawej stronie pojazdu, na… pustynię – a raczej suchą i wyjałowioną ziemię, która ciągnęła się, aż po horyzont. Niebo nie było ani szare, ani jasne i słoneczne. Było takie… spokojne… spokojne pomimo tego co się działo. A co się działo? Ano po tej równinie – na której stały chyba 2 domki jakby z westernu – szalały… nie to zbyt dosadne słowo… one tańczyły! Tak! Tańczyły, pokazując swoją niezależność, siłę i niepodważalność… trzy trąby powietrzne. Nie zbliżały się do nas, ani nie oddalały, one raczej towarzyszyły nam.
Trzeci sen, niestety co raz słabiej pamiętam – raczej jak przez mgłę. W tym śnie byłem świadkiem, jak nad miastem formował się lejek. Po czym w pełnej okazałości trąba powietrzna dotknęła ziemi i jakby nigdy nic zaczęła zmiatać budynki z powierzchni ziemi. Nie pamiętam tego zbyt dokładnie… a szkoda.
Nie chcę się bawić w jakiegoś specjalistę, ale mam przypuszczenia, że po części sny te mają źródło w dzieciństwie.
Jak byłem mały i jechałem rowerem obok jakiegoś pola, to widziałem jak kurz i jakieś wysuszone trawy delikatnie zaczynają wirować co raz to szybciej w kółko, tak o. Po prostu. Było lato i było strasznie gorąco. Wiał delikatny wietrzyk. To może mieć powiązanie z drugim snem.
Z pierwszym także zdarzenie z dzieciństwa – bodajże w roku 1997 w Boszkowie w nocy zrodziło się tornado. Nie wiem jak to było – czy przeszło obok Leszna czy jak. Wiem, że obudziłem się w nocy – mama zamykała okna w domu. Nie mogłem zasnąć… ponieważ na zewnątrz szalała niesamowita burza. Do tej pory w życiu nie widziałem gorszej. Wiatr wiał jak szalony, niebo miało kolor fioletowy, a co sekundę rozjaśniało i gasło niczym zepsuta żarówka. Grzmoty zlewały się jakby w jedną ciągłą całość.
Trzeci sen mógł być spowodowany informacją usłyszaną w czasie Wiadomości w telewizji – jak chyba w Lednicy pewnej nocy w centrum miasta zrodziło się trąba powietrzna.
Czy ma to jakieś głębsze przesłanie… ? Nie wiem. Wiem, że zawsze gdy jadę samochodem i patrzę na niebo, z drżeniem serca spoglądam na dziwnie formujące się chmury.