Psalm 2

Mrok, który tak dobrze znam,
znów chce spowić moje serce.
Kruki nadleciały i pukają w szyby.
Niestrudzone i nachalne.
Odwracają moją uwagę.
Domagają się bym na nich skupił uwagę.
Zamykam uszy by nie słyszeć,
zamykam oczy by nie patrzeć.
A Ty Panie okrywasz mnie swoim płaszczem.
Moje nozdrza wypełnia Twój zapach –
mirra, kadzidło, oliwa i zapach drewna.
Kładziesz dłoń na mojej głowie,
a ja oddaje Ci ból.
Zapada cisza.
Oplata mnie Twoje ciepło.
Ty Panie o mnie dbasz,
a łzy moje cisną się do oczu.
Jak to jest, że nie muszę zasłużyć na Twoją Miłość?
Jak to jest, że przychodzisz mimo drzwi zamkniętych?
Jak to jest, że przytulasz mnie mimo wszystko?
Jak to jest, że się mnie nie wstydzisz?
Nie muszę nic mówisz, bo Ty Panie wiesz.
Przyjmujesz mnie, takiego jaki jestem.
Jesteś moim obrońcom i wybawicielem.
Tylko w Tobie odnajduję ukojenie,
siłę, moc i motywację.
Kto zrozumie to i pojmie?
Kto odważy się ogarnąć to ludzkim rozumem?
Odnalazłeś mnie Panie, i nadałeś mi imię.
Ukochałeś mnie, i wypełniłeś nieskończoną pustkę w moim sercu.
Zabrałeś ciemność, a przyniosłeś światło.
Zabrałeś smutek, a wprowadziłeś radość.
Zabrałeś śmierć, a dałeś mi życie.

Psalm 1

Panie mój i Królu,
Boże ukochany.
Ciebie chcę wychwalać,
w tym psie co liże me rany.
Tylko Ty rozumiesz ból mój i smutek,
co serce me wypełnia.
Pod Twym drzewem dajesz mi odpocząć,
i odłożyć swą lutnię.
Dałeś mi tego psa – niczym ducha pocieszyciela,
bo człowiek ode mnie stroni,
a dusza ma po raz kolejny –
obumiera.
O Panie, wychwalać Cię chcę,
mimo, że łzy spływają mi po policzkach,
a z ust najchętniej by wyszły przekleństwa,
ciemność i depresja.
Ty mnie nie zostawiasz,
lecz przytulasz i przygarniasz do swojej piersi.
Ogień Twej Miłości koi moje serce,
uspokaja zszargane nerwy.
Bądź Panie Błogosławion,
w tym psie co zasypia u moich stóp głaskany.
Jezu mój drogi,
za mnie ukrzyżowany.